Motyw żyda w literaturze

Nie pozna się człowieka, nie rozmawiając z człowiekiem. Nie będzie się rozmawiać z człowiekiem, gdy nie zobaczy się, że on jest inny. Rozmawiać z człowiekiem to nie to samo, co mówić o człowieku. To nawet całkiem nie dające się z sobą pogodzić sposoby mówienia. Mówienie o człowieku jest sprawą podejrzaną. Jakże można mówić o kimś, kto może o sobie mówić sam? Przecież to znaczy: nie dopuszczać go do głosu, odebrać mu to niezbywalne prawo mówienia o sobie własnym głosem. Najlepiej wiedział o tym Dawid Lelowski. „Nie wiem, co się mówi o innym dorosłym człowieku. Poza sobą mogę mówić tylko o dzieciach”. [M. Buber Gog i Magog. Kronika chasydzka, 18]

Mówiący o kimś uzurpuje sobie przywilej pełnej wiedzy o osobie, pozwalającej samą osobę uczynić zbędną. Osoba, nie teologiczna „osoba ludzka” lecz konkretny człowiek nie ma – wedle tego podejścia – o sobie do powiedzenia nic takiego, czego nie mógłby o niej powiedzieć ten, kto nada sobie takie prawo. To jest pewny sposób na ubezwłasnowolnienie człowieka i utwierdzenie go w roli rzeczy. Nic dziwnego, że w tych „rozmowach o innych” najlepiej jest dla rozmawiających, gdy owe przedmioty rozmowy są fizycznie nieobecne. Ta nieobecność gwarantuje utrzymanie niezakłóconego toku „rozmowy” – nieobecny przedmiot nie wprawi w zakłopotanie domaganiem się głosu we własnej sprawie. Filozofowie i wszyscy, którzy na ich mądrości polegają, nie czują się zakłopotani mówieniem o innych. Przeciwnie, zakłopotani byliby dopiero, mając mówić o sobie.

Ja, jakkolwiek w europejskiej myśli wszechstronnie, wręcz natarczywie obecne, nie jest również niczym więcej, jak abstraktem. Kto mówi Ja, mówi je – o paradoksie – w trzeciej osobie. To Ja jest zawsze jakieś: transcendentalne, uniwersalne, racjonalne… ale nigdy – moje. Ten, kto używa tego Ja, wie prawie wszystko o transcendencji i racjonalności, ale nie wie prawie nic o sobie; siebie nie ma za „przedmiot” godny wiedzy i wypowiedzenia. Nie wiedząc prawie nic o sobie, przecież – w imieniu tego mgławicowego Ja – zakłada i dowodzi bezlik pewników oraz twierdzeń – o człowieczej naturze, o rozumności, zmysłowości, o istocie człowieczeństwa i o ludzkich powinnościach. Zakłada, co ma dowieść i dowodzi, w oparciu o założone, co założył. Poznawanie człowieka jest więc tożsame z myśleniem człowieka. Twór tego myślenia nie przypomina więc żadnego człowieka rzeczywistego. Przede wszystkim, nie istnieje nigdzie poza myślą. Jest fantomem; a równocześnie ci, którzy podtrzymują jego istnienie i „poznają”, starają się żywych ludzi wtłoczyć w ten fantomatyczny schemat. Żywy człowiek, co oczywiste, jest bardziej złożony niż fantom. Żywego człowieka – gdy go porównać z fantomem – jest „za dużo”; fantom jest przecież bezcielesny – więc też żywemu człowiekowi ma najbardziej wadzić jego ciało.[por: A. Kubiak Nadzieja i Przekroczenie Powtórzeniaadres]

Przełamaniem tej niemożności zobaczenia człowieka nie „jako takiego”, ale za każdym razem innego, nie dającego się zredukować do tego, co już o innych ludziach wiadomo, miałoby być zwyczajne z ludźmi obcowanie. Ale jak to wytłumaczyć tam gdzie podstawą wszelkiego obcowania jest wymyślanie sobie jego przedmiotu, projektowanie innego człowieka, które poprzedza wszelką wiedzę, jaką można by wynieść z tego obcowania – a projektując, nieuchronnie zafałszowuje? [tamże]

Możliwość takiego wytłumaczenia wydaje się przedsięwzięciem prawie beznadziejnym; bo i jak mieć nadzieję, gdy w zetknięciu z Lévinasowską refleksją o Innym jako uprawnione stawia się pytanie – w tym kontekście – ze wszech miar niedorzeczne: a skąd można wiedzieć, że to jest ten właściwy Inny? No tak, skoro nic o nim nie wiem, nie wymyślam go, to skąd mam wiedzieć, że jest „właściwy”…

A przecież Lévinas nie mówi nic radykalnie odmiennego, niż mówił Buber; a Martin Buber nie wywiódł swojej dialogiki ani od Schopenhauera, ani od Hegla lecz przekazywał wiedzę, jaką zgromadziły wieki doświadczenia rozmów – takich, w których rozmówcy znajdują się twarzą w twarz, jednakowo znaczący, choć jeden może być nauczycielem, a drugi uczniem. Wszelako bez ucznia – pytającego i pytanego – nie będzie nauczyciela. Inny jest zawsze właściwy – im bardziej uświadamiamy sobie jego odmienność, tym bardziej nas cieszy jego spotkanie. Może to być wielka prawda, że wielki mistrz nauki chasydzkiej, Jakub Icchak, najserdeczniej kochał tego spośród uczniów, który – zachęcany do umniejszenia swoich trosk – hardo odpowiedział Widzącemu: „To moja droga”.

Cała nauka dialogu wiedzie się z prostych słów Symchy Bunama: „Zrozumiałem, że chcąc się dowiedzieć, jak się mają sprawy z duszą, narażam się na zatracenie duszy; że już wynikło wiele szkody; że nieraz przyglądałem się ludziom, zamiast po prostu z nimi obcować i w toku tego właśnie ich poznawać; że szkodę, jakiej przez to doznałem musze wyplenić, aby się nie powiększyła; a także, że nie wolno mi dopuścić, aby powstała nowa szkoda; że mam obcować z ludźmi swobodnie i bez jakichkolwiek w sercu zamysłów. […] – A jakie masz zamiary? – Pomagać temu, kto mnie potrzebuje – jeśli zechce. Od was nauczyłem się tego, rabbi: być tam, gdzie cię potrzebują i być takim, jakiego cię potrzebują.” [Gog i Magog. Kronika chasydzka 106 -7]

Tu jest zalążek nauki Lévinasa o spotkaniu z twarzą Innego, które nie jest – jak to się często przedstawia – „wydarzeniem prowadzącym do…” innego Spotkania. To jest właśnie to wydarzenie i to spotkanie. Pragnący Nieskończonego spotykają Go w człowieku, z własną twarzą, własnym imieniem, własną historią. „Związek z boskością przenika związek z ludźmi i jest zgodny ze sprawiedliwością społeczną, oto cały duch religii żydowskiej. Mojżesz i prorocy nie troszczą się o nieśmiertelność duszy, lecz o ubogiego, o wdowę, sierotę i obcego. Związek z człowiekiem, w którym dokonuje się kontakt z boskością, nie jest jakąś przyjaźnią duchową, lecz przyjaźnią, która objawia się, przechodzi próbę i znajduje dopełnienie w sprawiedliwej ekonomii, oraz za którą człowiek ponosi pełną odpowiedzialność. […] Bóg nie może uchylić osobistej odpowiedzialności człowieka wobec człowieka.” [E. Lévinas Religia dorosłych,21]

Człowiek zatem, chociaż stworzony, nie jest w swoim istnieniu tak słaby, aby nie móc podejmować odpowiedzialności, która jest przypisana tylko jemu. W żydowskiej koncepcji człowieka jest to bodaj najcenniejszy wątek: człowiek jest tak dalece wolny, że nawet Najwyższy nie ma mocy nad jego wolnością. Jest przede wszystkim wolny w dokonywanych wyborach: tylko w ludzkiej mocy jest wiara i niewiara, zaufanie Prawu i odrzucenie Prawa. To bardzo stara myśl, utrwalona jeszcze w Sentencjach Ojców: „Wszystko jest w rękach Boga prócz bojaźni bożej”. [PA 9,12] Wolność wyboru może prowadzić do ateizmu – ale i to jest cenne, a dla pełnej dojrzałości ludzkiej niezbędne. „Bezwzględna afirmacja ludzkiej niezależności (…), zniszczenie numinotycznego pojmowania sacrum, niesie z sobą ryzyko ateizmu. Trzeba je podjąć, Jedynie poprzez to ryzyko człowiek dorasta do duchowego pojęcia Transcendentnego. Chwała Stwórcy, że powołał do życia istotę, która afirmuje Go po uprzednim zakwestionowaniu i zanegowaniu […] ateizm wart jest więcej, niż pobożność kierowana do mitycznych bogów, w której ktoś taki jak Simone Weil uznaje od razu praktyki i symbole prawdziwej religii. Monoteizm przerasta i obejmuje ateizm, lecz niemożliwy jest dla tego, kto nie osiągnął jeszcze wieku wątpliwości, samotności i buntu.” [tamże 17]

Właściwym człowiekiem, który jest podmiotem odpowiedzialności, a zarazem tym, który ma prawo mówić we własnym imieniu, jest w judaizmie człowiek dorosły, ten, który przeszedł czas dojrzewania. Antropologia żydowska unika dwu niebezpieczeństw: abstrakcyjności pojmowania „człowieka jako takiego”, nawet bez wieku i płci, oraz sentymentalizmu, który – przynajmniej okazjonalnie – skłania do preferowania w niezróżnicowanej totalności człowieczeństwa jakiejś kategorii czy „wartości”: męskości, dziewictwa, dziecięctwa…

Dziecko w judaizmie to nadzieja, ale ta nadzieja biegnie w przyszłość. Każe widzieć dziecko nie jako „wiecznie dziecinne” lecz jako przyszłego mędrca, nauczyciela, co najmniej prawego człowieka, który ile może dba, aby studiować Torę i nie ustawać w powszedniej prawości. Dziecko winno się więc uczyć, a zapewnienie mu jak najlepszych warunków do wypełnianie tej powinności jest świętym obowiązkiem rodziców i jego zaniedbania nic nie usprawiedliwia. Kto pozwolił dziecku wyrosnąć na nieuka, ten ściągnął na siebie wielką winę i wstyd.

Talmud nie pozostawia wątpliwości. Nieucy nie są błogosławieni; są raczej dopustem dla swoich bliźnich, bowiem głupcy są zakałami tego świata. Największe nieszczęście jest w tym, że „Świat został wydany w ręce głupców” [Sanh. 46] Jak powiada rabi Dosa „(…) wino w południe, rozmowy z dziećmi i przesiadywanie głupców w domu modlitwy sprowadzają człowieka z tego świata” [PA 3,14]. Głupiec jest tym, kto porzuca perły, żeby nosić węgiel [SzemR.] i widzi, a nie wie, co widzi. Takim zaś biada [Chag. 12]. Dlaczego? Dlatego, że „Ignorant nie może być sprawiedliwy” [TW,6].

Dziecko w chrześcijaństwie jest symbolem właściwej postawy. To dorosłym zaleca się: bądźcie jako dzieci. Ci, którym udaje się to dziecięctwo zachować, są „błogosławionymi ubogimi duchem”. Dzieci, z tej samej racji niczym – a zwłaszcza wiedzą – nie skrępowanej wiary, stają się wzorcem osobowym. Ale to właśnie dzieci „wierzą w”, by pozostać przy terminologii Bubera. Niestety, cechą niezbywalną „wiary w” jest łatwość wiary w cokolwiek. A niezbywalną własnością ignorancji jest – pamiętajmy – niemożność bycia sprawiedliwym. Być może, w sposobie traktowania dzieci widać cała różnicę między judaizmem i chrześcijaństwem.

Dorosłość niesie jeszcze coś ponad samo poznanie i zgłębianie nauki – Prawa. Dorosłość przynosi znajomość smaku życia: rozkoszy, obawy, szczęścia i straty. Kto tego smaku nie zna, ten – bez względu na wiek i uczoność – pozostaje dzieckiem, niezdolnym do poważnej rozmowy, niezdolnym do odpowiedzialności. Kto ucieka od darów świata, odwraca się od samego siebie przez wyrzeczenie praw i potrzeb cielesności, ten nie tyle buntuje się przeciwko Stwórcy (który to wszystko uczynił bardzo dobrym), ile grzeszy arogancją. Sprawiedliwym jej skutkiem jest niewiedza. Ludzie w naukach żydowskich nie są bezcielesnymi widmami ani stworzeniami, które z materialności zachowały tylko wielkie głowy. To ludzie bogaci uczuciami i namiętnościami, nieraz przerażający porywczością, dumą, pożądaniem radości. „Straszny jest rabi” – powiedział młody nauczyciel, gdy poznał Widzącego z Lublina, znanego z gwałtownych pasji. „To prawdziwy człowiek” – wyjaśnił młodzieńcowi inny rabi. Prawdziwie ludzkie życie angażuje wszystkie władze człowieka; nic z darów boskich nie może w nim zostać pominięte. Dopiero ta mądrość, która jest w całym człowieku, a która pochodzi z doświadczeń, gromadzonych ciałem i duszą, czyni człowieka dorosłym.

Dopiero też wtedy, gdy zna w pełni smak życia, może być gotowy do zauważenia innego człowieka. Do poznania w nim inności – tej najprostszej: że ten drugi inaczej smakuje życie – inne są jego potrzeby, inny sposób ich zaspokajania. To jest gotowość pojmowania, że życie nie jest niezróżnicowanym, wszystkich jednakowo ogarniającym procesem lecz za każdym razem jest zamknięte w wyraźnych i swoistych granicach ludzkiej odrębności. Odrębności, której podstawami są indywidualna wola i własny charakter. To jest tez podstawa żydowskiej wiedzy o człowieku: studiowanie doświadczeń różnorodności charakterów. Dlatego – na gruncie judaizmu – w pełni uprawnione jest stwierdzenie Rosenzweiga, że o człowieku także nie możemy powiedzieć nic. Ani nie potrafimy człowieka dowieść. Jednak ludzie faktycznie są. Pozostaje więc pozostawić nicość wiedzy i dowodzenia i skupić się na tym, co faktyczne. [Fr. Rosenzweig Gwiazda Zbawienia 135 -8]

Faktem jest, że spotykając kogokolwiek, spotyka się inny świat, taki, do którego nie ma się żadnego prawa. Ten inny świat nie może być „zdobywany” ani samowolnie „poprawiany”. Granica tego świata, którą jest ludzka odrębność, wyznacza granicę przemocy. A przemocą „(…)jest każde działanie, które podejmujemy w taki sposób, jak gdybyśmy działali sami jedni: jak gdyby cała reszta świata istniała jedynie po to, aby przyjąć to działanie”. [EiD 7] To jest także, ostatecznie granica sentymentalistycznej koncepcji dzieciństwa: cały świat jest wyłącznie po to, aby zachwycać się wszystkim, co maleństwo uczyni.

Inny jest nieprzewidywalny. Dlatego jego sposobem „ujawniania się” jest rozmowa. Ale też nie ta rozmowa, która jest rozprawianiem na zadany temat. „Podczas prawdziwej rozmowy zawsze coś się dzieje. Nie wiem wcześniej, co inny mi powie, ponieważ ja też jeszcze nie wiem, co sam powiem. Nie wiem nawet, czy w ogóle coś powiem. Może nawet będzie tak, że to inny rozpocznie (…)” [Gwiazda zbawienia 676] W rozmowie potrzebny jest czas – nie da się niczego przewidzieć, bo nie można niczego uprzedzać; nie można innemu, który ma mówić, podpowiadać, co ma powiedzieć, ani go przynaglać. Rozmowa jest współistnieniem mówienia i słuchania; przy czym ten, kto słucha, nie jest z góry ograniczony tylko do tej roli.

Rozmowa nigdy nie jest „tematycznie określona”. To nie są dialogi filozoficzne, gdzie wszystko jest z góry rozplanowane. Tu można przejść od zastanawiania się nad tym, jak naprawić zniszczony przez mole kapelusz do tego, jak się właściwie mają sprawy z duszą ludzką. I do rozważania niebezpieczeństw, na jakie wystawia się każdy, kto uparcie stara się o prymat „duchowości”. Duchowość odcieleśniona, „oczyszczona” nie „uwzniośla” człowieka ale – odczłowiecza. Uduchowiony mistyk lub asceta jest „z gruntu nieetyczny”. „W każdej mistyce istnieje coś budzącego obawę i także obiektywnie zgubnego dla wszelkiego naturalnego uczucia (…)” [tamże 340] Mistyk pożąda Boga – ale pożąda go dla siebie i na wyłączność. Świat jest tym, co zakłóca to poczucie wyłączności, zatem mistyk „(…) musi zaprzeczyć światu. A ponieważ świat nie daje się zaprzeczyć, to musi się go właściwie wyprzeć. […] Musi go traktować, jak gdyby nie był (…) stworzeniem Bożym, nie był mu dany przez tego samego Boga, którego miłości domaga się dla siebie. […] musi on go traktować tak, jak gdyby nie był on stworzony, lecz z chwili na chwilę, właśnie ze względu na przypadków potrzeby chwili, był oddawany mu gotowy do użytku, tam, gdzie raczył skierować swe spojrzenie”. [tamże 340-1].

To właśnie jest nieetyczność „uduchowionego monologu” – bowiem nie ma odpowiedzi dla tego, kto zamyka się na świat. Prawdziwe życie duchowe „(…) jest w swej istocie życiem moralnym, a jego uprzywilejowanym miejscem jest ekonomia” [E. Lévinas Teksty mesjaniczne, 65] Życie moralne podąża ku Nieskończoności, ponieważ dążenie moralne nie zna spełnienia. Moralność nie jest dokonana: jest w niej to „jeszcze nie”, znane kabalistom, pytającym o bliskość zjednoczenia Stwórcy i Szechiny. Życie moralne jest otwarte; spełnienie – a raczej uznanie spełnienia – byłoby zaprzeczeniem samej moralności. (V.Jan.)

Jak mało w istocie myśl żydowska jest – zwłaszcza w Polsce – zrozumiała, a jeszcze mniej „przyswajalna”, wskazują kłopoty z Lévinasem.[por. A. Kubiak E. Lévinas – prolegomena do instrukcji obsługiadres] Należy się obawiać, że jeszcze gorzej byłoby z Rosenzweigiem; ale to dopiero zmartwienie przyszłe, gdyż na razie nie doczekał się nawet uważniejszej lektury. Największa trudność w lekturze Lévinasa ujawniła się przy Całości i Nieskończoności, przy tych jej partiach, które poświęcone są analizie ludzkiej psychofizyczności i niezbywalnego znaczenia ciała oraz zmysłowości. Nic nie pomogły dobitne słowa autora, że „potrzeby cielesne” są potrzebami ludzkimi; że zmysłowe szczęście jest doświadczeniem najgłębiej indywidualizującym człowieka: „Szczęście nie polega na braku potrzeb, które nas podobno tyranizują, bo są nam narzucone, ale na zaspokojeniu wszystkich potrzeb. (…) Szczęście jest spełnieniem: odczuwa je dusza zaspokojona, a nie dusza, która wytrzebiła swoje potrzeby, dusza wykastrowana. I właśnie dlatego, że jest szczęściem, życie ma charakter osobowy”. [E. Lévinas Całość i nieskończoność, 124-5] Pomimo to cały problem z Lévinasowskim rozkoszowaniem się i jego fundamentalnym znaczeniem dla uwrażliwienia na pojawienie się Innego uparcie był redukowany do kwestii, jak też to rozkoszowanie się „uduchowić”. Chciałoby się powiedzieć, że całkiem tak samo, jak Talmud zaleca „uduchowienie” załatwiania tzw. potrzeb naturalnych. Najpierw poucza, że „Mędrzec ani uczeń mędrców nie mieszka w mieście, w którym nie ma publicznych latryn” [Sanh. 17 b], a potem zaleca modlitwę do odmawiania po załatwieniu stosownej dla tego miejsca potrzeby: „Bądź błogosławiony, Panie nasz, Królu całego świata, który w mądrości ukształtowałeś człowieka i stworzyłeś w nim wiele otworów i naczyń. Przed Tronem Chwały Twojej wiadome jest, że choćby jedno z nich było zamknięte, gdy ma być otwarte lub gdyby pozostało otwarte, gdy ma być zamknięte, nie mógłby człowiek istnieć i stać przed Tobą. Błogosławiony jesteś, Panie, który uzdrawiasz wszelkie ciało i działasz w sposób cudowny”. [Ber.60b]

Trudno o lepszy przykład, czym jest żydowska pobożność i w jaki sposób zachowuje ona jedność między „świętością” i „świeckością”. Ta postawa każe dostrzegać i błogosławić mądrość Przedwiecznego we wszystkich jego dziełach; i strzec się przed popadaniem w pyszne uroszczenia do samowolnego orzekania, co w tym dziele jest „święte”, a co „wstydliwe” czy też „poniżające”. Zrozumienie tego – na początek – jest dla zrozumienia samego judaizmu znacznie pilniejsze niż budowanie jego chrześcijańskiej teologii.

Judaizm nie zna podziału na sfery „sacrum i profanum”. Podział ten jest w gruncie rzeczy niezrozumiały i przyznaję, że nie znajduję nigdzie przekonującego wytłumaczenia, co to takiego jest – profanum. Dla kogo oczywiste jest, że nic, co jest naturalną właściwością lub czynnością człowieka nie jest „złe” czy „poniżające”. Poniżają nas nie nasza fizjologia, nie codzienne potrzeby, nawet nie sama kondycja stworzenia więcej skłonnego do złego niż dobrego. Poniżają nas wyłącznie nasze sprzeczne z Prawem uczynki.

Poniżyć nas może nade wszystko numinotyczne sacrum. Numinosum to tajemnica, a „Tajemnica usprawiedliwia wiele zbrodni…” […] Numinosum lub sacrum spowija i unosi człowieka ponad jego możności i pragnienia, lecz prawdziwa wolność oburza się na te wymykające się kontroli nadwyżki. Numinosum unieważnia związki między osobami, każąc uczestniczyć bytom (…) w dramacie, którego nie pragnęły, w porządku, w którym się zatracają”. [Religia dorosłych 15] To jest najgłębsze poniżenie – gdy traci się, w jakimś owładnięciu czy „boskim transie” swoją odrębność i wolność. Tę wolność, która nie mając „wartości samej w sobie”, jest „(…) warunkiem każdej wartości, jaka człowiek może osiągnąć. Sacrum, które spowija mnie i unosi, jest przemocą”. [tamże 15-6]

Żeby cokolwiek z judaizmu i z żydowskiego porządku życia zrozumieć, trzeba ciągle pamiętać i o tej nieufności wobec sacrum i o umiłowaniu stworzenia. Żyd nie ufa sakramentalnej ekstazie, ale dopuszcza, wręcz zaleca, błogosławienie absolutnie każdej naturalnej czynności. Nie poszukuje Jedności, ale cieszy się każdą odrębnością. Przyjmuje różnorodność istnień i charakterów za prawdziwe bogactwo świata. Rozumie, że spotkania z Innymi nie prowadzą do żadnych konkluzji, ale są momentami, w których dana jest prawda każdej Inności. To są prawdy nieredukowalne – bo każde życie to jest cały świat (i tez dlatego kto jedno życie ratuje to jakby ratował cały świat).

W każdym razie, gwoli rozpoczęcia niwelacji dwudziestu wieków uprzedzeń, ważniejsze wydaje się poznanie właściwego drugiej stronie sposobu widzenia świata niż ustalanie możliwej wywiedlności świąt chrześcijańskich ze świąt żydowskich. To już było; a mogło być lepiej „(…) gdyby od dwóch tysięcy lat teologowie chrześcijańscy nie uważali się za wykonawców, udoskonalaczy, dopełniaczy judaizmu, tak, jak ci kantyści, którzy w swych pracach wykańczają dzieło Kanta, i ci platończycy, którzy ulepszają Platona. Ach! Robotnicy ostatniej godziny!” [E. Lévinas Przypadek Spinozy 114] Można bowiem całkiem zasadnie obawiać się, że bez podstawowej wiedzy i zrozumienia dialog będzie ciągle wzorowany na dialogach Platońskich – to znaczy pozostanie bardzo abstrakcyjnym monologiem, w który dla rozbicia jego monotonii angażuje się statystów. Najmniej w takim dialogu potrzebny jest Żyd.

 

Polska była wspólnym domem Polaków i Żydów. Był okres, gdy w Polsce żyła ponad połowa wszystkich Żydów świata. Przed drugą wojną światową diaspora w Polsce była drugą co do wielkości w świecie.

Ostatnia wojna światowa przyniosła narodowi żydowskiemu największą tragedię w jego dziejach. Hitlerowcy zgotowali mu totalną zagładę. Okupanci założyli getta i obozy śmierci w Oświęcimiu, Treblince i Sobiborze. Podobnie i my również byliśmy ofiarami nazizmu.

Choć i Polakom, Waszym młodszym braciom w nieszczęściu, nie było łatwo w tym wieku, choć szła i na nas zagłada, to przecież nie tak straszna i nie równa Szoah.

Pomagaliśmy Wam, jak umieliśmy. Wielu było Polaków sprawiedliwych pośród narodów świata i ci mają swoje drzewa w Alei Sprawiedliwych.

Talmud mówi, że kto ocala jedno życie ludzkie ten ocala cały świat. A kto zabije jedno życie – ten zabija cały świat. Byli też wśród nas złoczyńcy. Jestem chrześcijaninem i nie wolno mi ludzką miarą ważyć dwudziestowiecznych rachunków krzywd obu narodów. Tu, w Izraelu, Kraju waszych narodzin i odrodzenia, proszę Was o wybaczenie.

Powstanie w Getcie Warszawskim, zryw tych, którzy zrozumieli, że trzeba nieraz umierać, aby naród nie żył na kolanach wyprzedził o ponad rok Powstanie Warszawskie. Współpraca Armii Krajowej i Żydowskiej Organizacji Bojowej – to tradycja, do której z dumą nawiązujemy.

Od Was, starszych braci, z którymi nieraz nie umieliśmy ułożyć sobie życia w rodzinnym kraju, możemy uczyć się solidarności narodowej, budowania państwa – materializacji sił duchowych narodu.

Stosunki polsko-żydowskie były najgorsze wtedy, gdy nad Polską ciążyła obca przemoc. Tę zasadę „dziel i rządź” stosowali również po wojnie komuniści. Oba nasze narody pozbawione niepodległych państw patrzyły na siebie i widziały się w krzywych lustrach. Jakże podobni jesteśmy w mieszaninie złych i dobrych cech: poddawaniu się obcym wpływom i dążeniu do wolności, kłótliwości i solidarności, wielkoduszności i małostkowej zawiści. Ile agresji budzą nasze podobieństwa!

Ale dziś, gdy Polska wraca do rodziny niepodległych Państw, do której – sama niesuwerenna – wprowadzała Izrael w 1948 roku, otwórzmy się na przyszłość. Jako przedstawiciel Polski, która wywalczyła sobie wolność i wywalcza niepodległość, w imię polskiego honoru, proszę Was także o sprawiedliwą pamięć i o naszej dobrej wspólnej przeszłości.

Dziś budujemy wolną, demokratyczną Polskę, tworzymy państwo, które jest domem dla wszystkich obywateli niezależnie od ich pochodzenia i religii, Które daje wszystkim równe prawa i szanse. Niepodległa Rzeczpospolita nawiązuje do najlepszych polskich tradycji.

Nie ograniczamy się do słów. Powołałem Radę Stosunków Polsko-Żydowskich. Ma ona sygnalizować wszystko, co może utrudniać naszą współpracę. Tworzymy długofalowe programy edukacyjne. Młodzież polska będzie szerzej poznawała wspólną historię naszych narodów.

 

Los Żydów  w Europie podczas ostatniej wojny jest powszechnie znany. Można nie znać dokładnie cyfr obrazujących straty narodu żydowskiego, wszystkich miejsc kaźni i sposobów zastosowanych przez nazizm do wyniszczenia Żydów, ale każdy wie, że straty są olbrzymie, że wynoszą około pięciu milionów ludzi, że przekraczają połowę ogólnej ilości Żydów żyjących w Europie w latach drugiej wojny światowej. Krajem, który wybrali Niemcy dla dokonania tej zbrodni – była Polska. Polacy byli zresztą w planach niemieckich (General-Plan-Ost) następnym z kolei po Żydach ‘obiektem’ do wyniszczenia i żaden inny naród w Europie nie zaznał w takim stopniu co Polacy ogromu poniżenia i koszmaru cierpień. Nikt też nie zna lepiej oszukańczych i najbrutalniejszych sposobów, jakie Naziści stosowali w tropieniu i wyniszczaniu Żydów, ratujących się przed śmiercią. Dotychczas – poza  polskimi – nie ma opracowań oświetlających wyczerpująco zachowania się Polaków wobec Żydów wyniszczanych przez Niemców na ziemiach polskich. Natomiast w publikacjach i w prasie na Zachodzie i w Izraelu pojawiają się głosy oskarżające Polaków. Stawiane są zarzuty, że ‘społeczeństwo polskie zachowywało się biernie, że patrzyło obojętnie na zagładę  Żydów, a nawet że w zbrodni współdziałało z Niemcami’– napisał Kazimierz Iranek-Osmęcki w wydanej w 1968 roku w Londynie książce pt: “Kto ratuje jedno życie – Polacy i Żydzi 1939-1945”

 

“Maria powoli, z wyraźnym  przymusem wchodziła po wąskich ciemnych schodach. Coraz wyżej i wyżej…serce biło jej coraz szybciej. Miała wrażenie, że nagle otworzył się, tkwiący  w jej umyśle, hermetycznie zamknięty wór wspomnień. Wystarczyło teraz pociągnąć jedną nitkę a worek zacznie się pruć. Maria boi się natłoku myśli, tej fali przerażających obrazów, która zaraz ją zaleje. Tego powrotu…

Gdy dotarła w końcu na strych nie zapalała światła. Znała i pamiętała tu każdą spoinę, każdą wyrwę w podłodze. Był czas, że policzyła je wszystkie, tkwiąc nieruchomo w ściennym schowku, oszalała ze strachu, że zaraz zostanie nakryta przez gestapo lub granatową policję. Wciągnęła w nozdrza mdły zapach kurzu i starości, ciągle taki sam, mimo upływu lat. To dziwne – myślała – zapach pamiętam chyba lepiej aniżeli wydarzenia. “Jej” strych – spędziła tu 8 przeraźliwie długich miesięcy. Każdy dzień wypełniony był przerażeniem i …czekaniem na śmierć. Upływ czasu Maria mierzyła wizytami swej opiekunki, pani Stefanii. Każdego wieczoru już po godzinie policyjnej, pani Stefania cichutko wspinała się na strych kamienicy, odsuwała drewniane przepierzenie ściany, zostawiała pożywienie,  nieustannie uspokajała mówiąc, że już niedługo, że wszystko będzie dobrze, tu jest bezpieczna. A Maria wiedziała, że  tym potokiem  słów pani Stefania usiłuje ukryć również własny strach. Przecież za ukrywanie Żyda groziła śmierć!! Miała  wtedy 15 lat i doskonale zdawała sobie W czasie ostatniej wojny Polacy stali się świadkami największej zbrodni ludobójczej w dziejach świata. Naród żydowski został naznaczony, napiętnowany jako odmienny gatunek ludzki. W gettach i obozach rozmieszczonych na ziemiach polskich zamknięto milionowe rzesze Żydów z Polski i innych krajów europejskich podbitych przez Niemców. Stopniowo ograniczano ich wolność, pozbawiając kolejnych praw – posiadania, myślenia, podróżowania, jedzenia, wreszcie – życia. W Treblince, Bełżcu, Oświęcimiu. Zbrodnia ta przeszła do historii i już nigdy nie zostanie z niej wymazana.
Jednak pewnej liczbie ludzi przeznaczonych na zagładę udało się ujść śmierci. Stało się to dzięki ofiarnej pomocy polskiego społeczeństwa, anonimowych zwykłych ludzi. Pomagali oni Żydom na własną rękę i środkami, jakimi dysponowali. Przechowywali swoich przedwojennych znajomych czy też – ze względów czysto ludzkich – tych, którzy przypadkowo stali się ich podopiecznymi.
Ciemne piwnice, duszne strychy, podziemne jamy i “mieszkaniowe” kryjówki – gdyby mogły przemówić… Zbyteczne stałyby się wówczas mozolne trudy wydobywania faktów na światło dzienne. Każda z kryjówek to niemy świadek wielu dni i miesięcy cierpienia, nieustannego strachu, ustawicznego napięcia ukrywających się przed zagładą ludzi. Gdyby te miejsca mogły przemówić, każde z nich opowiedziałoby inną historię, historię niecodzienną a jednocześnie taką zwykłą w czasach  “spełnionej Apokalipsy”.

Po aryjskiej stronie

Pobyt Żyda po aryjskiej stronie naznaczony był wiecznym strachem, nękającym bezustannie w dzień i w nocy. Każdy szmer przy bramie po godzinie policyjnej, dźwięk trąbki samochodowej, dzwonek przy drzwiach, najcichszy odgłos na schodach powodowały palpitacje serca, obawę przed szpiclem, szantażystą, gestapowcem czy żandarmem. Bać się należało każdego – sąsiada, dozorcy, administratora, inkasenta z gazowni czy elektrowni – oni wszyscy stanowili niebezpieczeństwo, bo każdy mógł donieść na Żyda.
“Niebezpieczeństwo czyhało wszędzie, ale nie wolno mi było wyglądać na przestraszonego. Niepokój mógł mnie wydać, smutek był jeszcze gorszy. Często słyszało się komentarz – Żyda można rozpoznać po smutnych oczach! Oczy żydowskie – twierdzili znawcy – są pełne smętku i zadumy. Jest w nich skupiony cały ból getta, kilkuletnie cierpienie i utrata najbliższych.”
Trzeba więc było zejść ludziom z oczu, ukryć w najbardziej niedostępnych miejscach. Sami prześladowani byli w stanie zrobić niewiele. By mieć choć szansę na ocalenie potrzebowali pomocy “aryjczyka”.

 

Motyw żyda wiecznego tułacza…

  Najbardziej odległe dzieje narodu żydowskiego, narodu wybranego przez Boga zostały zapisane w biblii. Pan szczególnie upodobał sobie Izraelitów, z nich wywodzą się wszyscy prorocy. Bóg powołując Mojżesza na pośrednika między sobą a ludem daje ludziom przywódcę. Mojżesz bowiem wyprowadza współziomków z niewoli egipskiej. Jednakże prawdziwym wybawicielem narodu żydowskiego jest sam Bóg. On to nakazuje ustami Mojżesza, by każdy Żyd zabił baranka i jego krwią oznaczył drzwi domu. Uchroniło to domowników od śmierci, gdy w tym samym czasie w każdym egipskim domu zmarła przynajmniej jedna osoba. Wówczas to Faraon zgadza się na odejście Izraelitów. Wkrótce jednak zmienia decyzję i wszczyna pościg. Ale Bóg nie opuszcza swego ludu. To za jego sprawą rozstępuje się morze, przepuszczając wędrowców, a zalewając prześladowców zaś żydzi zmierzają do ziemi Obiecanej, płynącej mlekiem i miodem. W czasie tej wędrówki Stwórca zawiera ze swym ludem przymierze na górze Synaj. Jego owocem był Dekalog, którego przykazania stanowią wytyczne postępowania Żydów. Bóg cały czas pomaga Izraelitom w tej czterdziestoletniej wędrówce. Zsyła im mannę z niebios i daje wodę ze skały, aby nie pomarli z głodu i z pragnienia. Mimo tylu łask naród wybrany nie umie tego docenić, a wielu nawet odwraca się od niego. Zostają jednak ukarani za swoją pychę przez zesłanie jadowitych węży. Pod koniec wędrówki umiera Mojżesz.

  Jego następca Jozue wprowadził Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Wszystkie znaki jakie poczynił Jahwe wobec tego narodu, świadczą o Jego szczególnych zamiarach i planach wobec Izraelitów. Wkrótce Maria pochodząca z rodu Dawida wydała na świat Zbawiciela – Jezusa Chrystusa. Nie został on nigdy zaakceptowany przez Żydów, gdyż przyszedł na świat, aby ich zbawić, a nie uwolnić spod panowania Cezara. Większość Żydów do dziś czeka na swojego Mojżesza.

  W czasach największych prześladowań państwo polskie otwiera swe bramy dla tych „wiecznych wędrowców”. W roku 1558 król daje im prawo do osiedlania się w Polsce. Wówczas to napływa duża fala uchodźców żydowskich, która znajduje swój dom w naszym domu. Jednakże nigdy nie dochodzi do całkowitego spolszczenia tej nacji żydzi zachowują swoją religię, język i kulturę. Ludzie ci bardzo często byli odrzucani przez społeczeństwo polskie z racji swej odrębności.

  Na ziemiach naszego kraju Hitler podczas II wojny światowej rozpoczął realizacje swojego planu zagłady tego narodu. Wojna ta była gehenną dla żydów.

  Lata powojenne przyniosły nowy ustrój. Władze komunistyczne zdawały się być przyjaźnie nastawione do obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Zmiana w kierownictwie partii w 1956 r. przynosi również zmianę nastawienie do mniejszości żydowskiej. Słynne wówczas było hasło, głoszone również przez Gomułkę, podkreślające szowinizm i nacjonalizm Polaków „Polska dla Polaków”.

  Kolejna zmiana systemu związana z objęciem władzy przez „Solidarność”, przyniosła unormowanie stosunków z Izraelem.>

  Postać Źyada bardzo często pojawia się w literaturze polskiej, gdyż był on nierozerwalnie związany z obrazem naszego społeczeństwa.

  Największy polski wieszcz Adam Mickiewicz daje obraz Żyda w „Panu Tadeuszu”. Ukazany tam Jankiel to patriota, bardzo mocno związany z obecną ojczyzną i przeżywający wszelkie klęski i zwycięstwa narodu polskiego. Koncert Jankiela to potwierdzenie troski i miłości do tego kraju, w którym on „wieczny tułacz” znalazł dom. Zna on bardzo dokładnie historię Polski, którą odzwierciedla w koncercie. Jankiel jest właścicielem karczmy, której architektura wskazuje na żydowskiego budowniczego: „Z przodu jak karczma” „Z tyłu jak świątynia”, „…z daleka karczma chwiejąca się, krzywa, podobna do Żyda, gdy się modląc kiwa”.

  Odmiennie mniejszość żydowską traktuje Krasiński w „Nieboskiej komedii”. Humorystycznie określa ich jako Przechrztów, należących wraz z chłopami i robotnikami do obozu rewolucjonistów. Autor określa walczących jako ludzi pozbawionych ideałów, kierujących się odwetem za lata poniżenia i biedy. Przechrzci zabardzo pragną wykorzystać rewolucje do własnych celów, chcą bowiem utworzyć królestwo Izraela. Rola jaką im w swym dramacie przydzielił Krasiński, podkreśla jego antyżydowskie poglądy.

  Nastroje antysemickie wywołane i podsycane wśród części społeczeństwa przez Rosję, były jednym z etapów polityki prowadzonej przez zaborcę. Rosja chciała w ten sposób, z jednej strony odwrócić uwagę Polaków od sytuacji politycznej, z drugiej dokonać wewnętrznego skłócenia społeczeństwa polskiego. Dlatego wszyscy wybitniejsi pisarze pozytywiści jednogłośnie wystąpili przeciwko tym tendencjom. Eliza Orzeszkowa w swym felietonie „O Żydach i kwestii żydowskiej” wygłasza protest przeciwko dyskryminacji Żydów. Zwraca ona uwagę, na niezwykle bogatą kulturę tej nacji. Walczy o tolerancję religijną. Wskazuje na ogromny wkład Żydów w dorobek kultury Polaków. Kwestię żydowską porusza również Maria Konopnicka w noweli „Mendel Gdański”. W utworze tym autorka przedstawia tragizm tytułowego bohatera, któremu przyszło żyć w czasach narastającego antysemityzmu i prześladowań. Mendel to prawy człowiek, patriota i dobry obywatel. Poniżenie godności człowieczej godzi go w samo serce i zabija miłość do tego miasta, w którym żył on, jego przodkowie i miał nadzieje że będą żyć też jego potomkowie. Niestety postępujący nacjonalizm był przyczyną tragedii nacji żydowskiej, która został poddana brutalnym atakom przemocy ze strony marginesu społecznego kierowanego przez różne sfery.

  Prus w „Lalce” ukazuje los kilku Żydów, którzy chcą stać się pełnoprawnymi Polakami jednakże wobec szowinistycznego stanowiska społeczeństwa, ludzie ci powracają do swojej dawnej religii i kręgów żydowskich. Przykładem może być doktor Szuman, czy M. Szlangbaum. Doktor Szuman był uważany za dziwaka, gdyż „posiadając” majątek leczył darmo i o tyle tylko o ile było mu to potrzebne do studiów etnograficznych. W młodości chciał się ochrzcić, ponieważ zakochał się w chrześcijance. Śmierć wybranki była dla niego ogromnym ciosem Szuman próbował się otruć. Od samobójstwa uratował go jednak kolega. Porzuca praktykę lekarską i zajmuje się badaniem włosów Słowian. Szuman pod pływem Szlangbauma zmienia swe poglądy na temat Żydów: „Weź pan Meinnego, Bö rszego, Lussale, Murksa, (…) a poznasz nowe drogi świata”. To żydzi je utorowali, ci pogardzeni, prześladowani, ale cierpliwi i genialni. Doktor postanawia zmienić swe życie i zająć się interesami. Oszukany przez Szlangbauma weryfikuje te poglądy „Genialna rasa te żydzi, ale cóż to za bajki”.

  Henryk Szlangbaum brał udział w powstaniu styczniowym, po klęsce którego jest wysłany na Sybir. Po powrocie do ojczyzny pragnie zbliżyć się do społeczeństwa polskiego zmienia nawet swoje miejsce zamieszkania. Teraz dopiero poznał prawdziwe oblicze Polaków, przez których nie został zaakceptowany. Odepchnięty powraca do swojej dawnej dzielnicy i religii staje się człowiekiem podejrzliwym.

  Najgłośniejsze dzieło M. Osbrowskiej „Noce i dnie” ukazuję postacie żydów w pozytywnym świetle. Żydówka Arkuszowa swego czasu była dożywiona przez panią Ostrzeńską. Odwdzięcza się ona Barbarze, ostrzegając ją przed planami Kalinickiego dotyczącymi sprzedaży Serbinowa. Jest do końca lojalna wobec Barbary. Natomiast Szymszel z Korzy, który występuje w powieści jest bardzo biedny. Zajmuje się handlem, wydawałoby się że najbardziej niepotrzebnych rzeczy. Nie potrafili uprawiać roli. Otrzymuje od Bogumiła owies do dosiewania pól, którą marnotrawi. Ale nigdy nie zapomina tego gestu. Odwdzięcza się po latach, pomagając owdowiałej Barbarze wydostać się z miasta. Jest świadomy tragedii tysięcy ludzi, uchodzących z miasta, dzięki którym jednak dobrze zarabia. Mówi, że wolałby nigdy nie widzieć tych pieniędzy i tej nędzy ludzkiej.

  Niezwykłą oryginalnością swych utworów urzeka Bruno Schule. Był on prozaikiem i krytykiem literackim wyznania mojżeszowego. Jego opowiadania podkreślają urodę miasteczek żydowskich. Zginął w getcie jako ofiara holocaustu.

  Dzieje kobiety – Żydówki, która przeżyła piekło holocaustu przedstawia Nałkowska w opowiadaniu „Dwojra zielona”. Tytułowa bohaterka relacjonuje swe przeżycia wojenne. W 1943 r. straciła męża podczas pobytu w getcie ciągle ukrywała się podczas akcji Niemców na strychu. Gdzie pozostawała nawet do czterech tygodni, mając do jedzenia tylko kilka cebul i kaszę. W noc sylwestrową straciła oko, gdyż pijani Niemcy urządzili sobie polowanie na Żydów. Zabili wówczas 65 osób. Sytuacja w jakiej przyszło jej żyć wywoływała w niej uczucie lęku i osaczenia. Traktowana była jak zwierzę. Chciała przeżyć by dać świadectwo prawdzie i myślała, że ze wszystkich żydów, tylko ona jedna ocalała. Dlatego mimo utraty oka, moralna odpowiedzialność i heroizm losu nakazywały jej walczyć o życie. Przeżyła holocaust, nie chce jednak oskarżać, chce być świadectwem zbrodni. Jej serce zostało wypalone przez przeżyci wojenne. Dlatego jej reakcja jest pozbawiona egzaltacji, wybuchów rozpaczy. Jedynie gesty rozcapirzone palce zakrywające twarz, są przejawem lęku, tragedii, którą widziała i której sama była świadkiem.

  Obozy koncentracyjne budowano głównie z myślą o programowych mordach na ludności pochodzenia żydowskiego są tematem opowiadań T. Borowskiego. Daje on przykłady okrutnego przystosowania, przerażającego cynizmu, na jaki może zdobyć się człowiek moralnie zdeprawowany przez obóz. Autor opowiadań przywołuje postać żyda, który dla urozmaicenia, rozrywki wymyślił nowy sposób palenia zwłok ludzkich. Inny Żyd zaś za całkowicie naturalny uważa za zabicie każdego, skoro nie oszczędził nawet najbliższej mu istoty „Mój syn kradł, to go ci zabiłem”. A moralne warunki stworzone przez okupanta doprowadziły żyd Bekera do takich odruchów. Pisarz podkreśla zanik uczuć Bekera jego postępujące zezwierzęcenie. W „Pożegnaniu z Marią” autor maluje portret starej żydówki, która nie doczekawszy mającej także uciec z getta córki i zięcia, wraca tam dobrowolnie, by z rąk oprawców „umrzeć po ludzku”.

  Czesław Miłosz w wierszu „Campo di Fiori” nawiązuje do jednego z najtrudniejszych epizodów owych czasów dni zagłady warszawskiego getta. Poeta w wierszu posłużył się kontrastem w ukazaniu obiętej pożarem i śmiercią żydowskiej dzielnicy oraz wesołej muzyki obok kręcącej się karuzeli „salwy za murem getta głuszyła skoczna melodia”. Dramat getta rozgrywa się gdzieś w głębokim tle, podobnie jak stracenie Giordana Brauna. Ludzie ginący za murami byli dla aryjczyków obcy, gdyż mówili innym językiem, uznawali inną religie. Miłosz w wierszu nawołuje innych twórców do protestu przeciwko takiemu traktowaniu ludzi.

  O gehennie ludności żydowskiej opowiada M. Edelman, jedyny ocalały przywódca powstania w getcie warszawskim podczas wywiadu z M. Krall. Reportaż „Zdążyć przed panem bogiem” jest dokumentem tamtych dni. Edelman opowiada jak Niemcy mordowali żydów, wywozili do Treblinki. Nikt nie domyślał się skutków tej wyprawy. Ludzie myśleli, że jadą do nowej pracy. Przekonywało ich o tym płacenie za przejazdy. Podróżni dostawali chleb i marmoladę. Zachęciło to do opuszczania getta rozpoczęcia “nowego życia”. Wywiad żydowski usiłowali przekonać o prawdziwym finale tej wędrówki, jednakże mało kto uwierzył. Ludzie byli zbyt zrozpaczeni i przerażeni tym co działo się w getcie. Niemcy wprowadzili numerki na życie, mające ich posiadaczowi zagwarantować przeżycie. Mówiło się także, że ocaleją ci, którzy są w stanie wykazać się jakimś przydatnym Niemcom rzemiosłem. Ale i to okazała się złudne bo w końcu Hitlerowcy przychodzili po wszystkich. Prawdziwy koszmar rozpoczął się po wybuch powstania, kiedy Niemcy podpalali domy. Żydzi prowadzili walkę do końca, mimo druzgoczącej przewagi faszystów. W getcie zdarzały się przypadki samobójstw popełnianych nawet przez całe rodziny. Marek Edelman przeszedł przez to piekło, ale pozostawiło to niezatarty ślad w jego umyśle. Po zakończeniu wojny uczy się medycyny i w ten sposób prowadzi walkę o ocalenie jednostki. Jako lekarz chcę zapewnić ludziom, którym nie może już pomóc, przynajmniej godną śmierć.

  Tragiczne losy swych współtowarzyszy podzielili także bohaterowie „Początku” A. Szczypiorskiego. Henryczek Fü chelbuom po ucieczce z getta tuła się wśród aryjczyków i teraz dopiero poznaje swoją inność. Rozumie, że musi zginąć. Irma w czasie okupacji nie przenosi się do getta. Jej wygląd zewnętrzny wogóle nie wskazuje na semickie pochodzenie. Trzykrotnie zmienia mieszkanie i dokumenty. Jest wdową po profesorze rentgenologii, a pustkę po mężu wypełnia porządkowaniem z jego spuścizny naukowej. Ukrywa się jako wdowa pod nazwiskiem Marta Magdalena Gostomska. Jednak przypadkowo napotyka Blutmana konfidenta. Trafia na ulice Szucha. Dzięki pomocy przyjaciół wychodzi z więzienia i przyrzeka sobie, że już nigdy nie przestąpi progu tego gmachu. Tymczasem po wojnie, nie tylko chodziła po tej ulicy, ale nawet pracowała w tym samym budynku. Taki stan rzeczy utrzymywał się do 1968 r. kiedy to podczas rozruchów na tle rasowym do biura wtargnęło trzech mężczyzn, którzy kazali jej opuścić budynek i wyjechać z kraju. Potem zamieszkała w Paryżu. Czuła się upokorzona „miała żal do kraju, któremu przecież tak wiele poświęciła”.

  Bronek Lutman to kolejny semicki bohater, który z jednej strony utożsamia się ze swoim narodem, ale za cenę swego życia wydaje na śmierć swoich współtowarzyszy.

  Los rosyjskiego Żyda ukazał G. H. Grudziński w „Innym świecie”. Człowiek ów dostał się do więzienia, za to, że sprzeciwił się używania skrawków skóry do zelowania butów. Został skazany z poragrafu „za szkodnictwo w przemyśle”. Znosił on dzielnie warunki obozowe, będąc dumny ze swego syna kapitana lotnictwa. Załamał się jednak kiedy pokazano mu fotografie syna i zaczęto wmawiać, że zwykły więzień nie może mieć syna w Armii Czerwonej. Grudziński przytacza również dzieje Żyda, którego poznał w więzieniu w Witepsku, a po latach spotkał go w Rzymie. Człowiek ten przychodzi do Grudzińskiego po rozgrzeszenie, bowiem miał nadzieje, że autor go zrozumie, bowiem sam przeżył łagry. Grudziński jednak nie potrafi zaakceptować jego czynów. Żyd opowiada mu jak dostał się do obozu, za odmowę wyjazdu w głąb kraju, był bliski końca, kiedy to z racji wykształcenia przydzielono go do baraku technicznego. Wówczas pod groźbą powrotu do lasu złożył fałszywe zeznanie obciążające czterech komunistów niemieckich i tym samym skazując ich na śmierć.

  Motyw Żyda przejawia się w literaturze polskiej, przez cały czas „od chwili pojawienia się tej nacji w społeczeństwie polskim. Nie zawsze ten obraz utrwalony na kartach książek był pozytywny. Żyd zawsze pojawiał się jako wieczny tułacz”, który nigdzie nie jest witany z otwartymi ramionami. Biblijna wędrówka Żydów właściwie nigdy nie została zakończona, bo na całym świecie znajduje się tysiące Żydów, którzy jeszcze nie dotarli do Ziemi Obiecanej.

MARTYROLOGIA OKUPACYJNA ŻYDÓW W POLSKIEJ LITERATURZE.
„Ludzie ludziom zgotowali ten los” Zofia Nałkowska „Medaliony”
Każda kolejna wojna niesie za sobą męczeństwo coraz większej liczby ludzi. Metody walki są nieustannie doskonalone, aby zapewnić całkowite zwycięstwo jednej ze stron. „Nowoczesna” wojna to nie tylko bitwy na możu, lądzie i w powietrzu, a również lub może przede wszystkim wyniszczenie „tkanki ludzkiej” przeciwnika. Wszak dopóki żyje naród, trwa pamięć o kraju, choćby już wymazanym z map świata. Perfekcyjnie te zasady opanowali Niemcy i ucznili z nich część swej wojennej machiny w czasie II wojny światowej. Faszyści przetworzyli teorię Nietzschego o „nadczłowieku” i prawie silniejszych do panowania nad słabszymi i zastosowali ją w działaniach ” aryjskiej rasy panów” na okupowanych terenach. Podbijanym narodom wyznaczali służalczą rolę lub całkowitą eliminację. „Ddrugi wariant” został zastosowany wobec rozrzuconej po całym świecie ludności pochodzenia żydowskiego. Dla niej „przygotowano” najpierw getta jako miejsca odosobnienia i obozy koncentracyjne będące końcowym etapem w tych doskonale zaprojektowanych działaniach – miejscem pewnej śmierci w komorach gazowych. w ten oto sposób Niemcy realizowali swój mit o rasie panów. Dla Żydów rozpoczął się szok (żyd, „zagłada”). Rozpoczął się i trwał przez cały okres działań wojennych bez względu na coraz dotkliwsze klęski wojsk niemieckich ponoszone na wszystkich frątach. Zbliżanie się wojsk koalicji antyfaszystowskiej powodował jedynie zwiększanie tempa akcji eksterminacji Żydów. Tę machinę mogła zatrzymać tylko całkowita kapitulacja Niemiec, ale na to trzeba było czekać sześć lat.
To morderstwo na światową skalę pozostawiło trwały ślad w naszej pamięci. Wielu autorów, którym udało się przeżyć działania wojenne, wielokrotnie powracało do tego tematu. Są to m.in : Hanna Kral, Czesław Miłosz, Władysław Broniewski, Kazimierz Moczarski, Tadeusz Borowski, Andrzej Szczypiorski, Zofia Nałkowska. Na podstawie ich utworów postaram się przedstawić działanie niemieckiej machiny eksterminacyjnej. Błędem byłoby twierdzić, że wyniszczenie narodu żydowskiego rozpoczęło się w trakcie działań wojennych. Na terenie Niemiec tego typu akcje rozpoczęły się już na początku lat trzydziestych. Pisze o tym Kazimierz Moczarski w „Rozmowach z katem” – zapisie więziennych rozmów z likwidatorem getta warszawskiego Jurgenem Stroopem . Stroop już od dziecka był uczony nienawiści do Żydów. Potwierdza to jego stosunek do kolegi szkolnego Żyda, dla którego nie czuł żadnego szacunku. W „Rozmowach z katem” widzimy jak następuje rozkwit podobnych uczuć, co doprowadza do wypędzenia wszystkich ludzi „wyznania Mojżeszowego” z terenu księstwa.
Oczywiście dopiero II wojna światowa przyniosła Żydom holokaust (ang. całopalenie). Jednak nic w działaniu tej niemieckiej machiny nie było dziełem przypadku. Była to gruntownie przemyślana akcja. Pierwszym jej etapem były łapanki na ulicach, z których z których większość Żydów wędrowała do obozów koncentracyjnych. Za kontakty z nimi groziły surowe kary. Znaleźli się również ludzie, którzy, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, wydawali ukrywających się Żydów. Z taką sytuacją spotykamy się w utworze Andrzeja Szczypiorskiego „Początek”. Żona żydowskiego lekarza została wydana przez konfidenta. Przed obozem i niechybną śmiercią uratowały Jrmę Seideman dokumenty sytwierdzające, że iest żoną polskiego oficera i działanie wysokiego urzędnika niemieckiego, który potwierdził jej wiarygodność. Jak zaplanowana to była akcja świadczy fakt, że przesłuchujący panią Jrmę Niemiec zwracał uwagę na małżowinę uszną, dzieki której można było jakoby poznać, że kobieta jest Żydówką.
Niewielu jednak udało się uchronić przed aresztowaniem i obozem koncentracyjnym. Mimo strasznych warunków panujących w obozach należało jakoś żyć. Pisze o tym w swych opowiadaniach Tadeusz Borowski. W opowiadaniu „Proszę państwa do gazu” przedstawione jest przybycie transportu Żydów do obozu. W wagonach panują straszliwe warunki, ogromny ścisk, ludziom brakuje powietrza po wielogodzinnej jeździe. Wszycy są dokładnie sprawdzani i pozbawiani każdej cennej rzeczy, a następnie kierowani albo do pracy w obozie, lub bezpośrednio do komór gazowych. Zdarzały się przypadki trucia Żydów załadowanych do ciężarówek gazem pochodzącym ze spalin samochodowych w pobliżu zbiorowej mogiły, w której wszyscy bezimienni mieli spocząć. Takie sytuacje wspomina Zofia Nałkowska w opowiadaniu „Człowiek jest mocny”, gdzie taką śmierć tysięcy Żydów pamięta jeden z nich pracujący przy wykopywaniu zbiorowych dla zamordowanych. Zdarzały się sytuacje ucieczki więźniów z transportów. Jednak nie zawsze oznaczało to uratowanie życia. Zofia Nałkowska w opowiadaniu „Przy torze kolejowym” ukazuje los rannej Żydówki, która uciekła z transportu, a śmierć spotkała ją z rąk mieszkańców wsi, którzy obawiali się represji okupanta.
Po przybyciu do obozu należało jak najdłużej przetrwać. O życiu w obozie pisze Tadeusz Borowski w opowiadaniu „Dzień na Harmenzach”. Bohaterem jest vorarbeiter Tadek, który sprawuje nadzór nad grupą Żydów. Aby przeżyć w obozie nie można pozostać czystym moralnie. Która z grup przybędzie wcześniej do kuchni otrzyma więcej jedzenia. Żydzi pozorują pracę, aby jak najdłużej zachować siły, co dawało szansę na przeżycie. Mimo to najsłabsze jednostki muszżą zostać wyeliminowane. Taki los spotyka Bekera. Prosi on Tadka o jedzenie, gdyż cały czas był głodny i chciałby być syty ostatni raz w życiu. Tadek daje mu jedzenie, gdyż ma go nadmiar, a nie z powodu cierpień, jakich sąsiad z pracy doznaje. Życie w obozie rządzi się twardymi prawami. Nie ma miejsca na żadne przyjazne uczucia, jak twierdzi narrator. Inaczej uważa Zofia Nałkowska. W podsumowaniu „Medalionów” zatytułowanym „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu” przedstawia sylwetkę doktora Grabczyńskiego, który organizuje w obozie szpital i ukrywa dwóch małych chłopców żydowskich, którym groziła pewna śmierć. Nałkowska uważa, że nawet w tak ekstremalnych warunkach jest miejsce na postawy „wyprostowane wśród tych co na kolanach”. W „Medalionach” Zofi Nałkowskiej mamy również obraz życia w getcie. Mówią o tym opowiadania „Dwojra Zielona” i „Wiza”. W pierwszym z nich przedstawiono jest likwidacja getta na Lubelszczyźnie. Dwojra ukrywa się przed Niemcami, lecz z braku jedzenia i z powodu solidarności ludzkiej postanawia iść do obozu w Majdanku. Początkowo myśli tylko o śmierci mogącej skrucić jej cierpienia, ale później postanawia przeżyć, aby móc po wojnie dać świadectwo bestialstwa faszyzmowi. W drugim,z wymienionych opowiadań otrzymujemy wstrząsający obraz życia i warunków panujących w obozie. Bohaterką jest przechszczona Żydówka, która znalazła się w grupie międzynarodowej. Źle ubrane i głodne kobiety wypędzane są na „wizę”, aby można było przeprowadzić pseudo sanitarne zabiegi w barakach. Muszą stać cierpliwie wiele godzin, drżąc z zimna i głodu. Ich zachowanie można porównać do wegetujących roślinek wyciągających swe łodyżki w stronę słońca, aby choć odrobinę się ogrzać. Nawet w takiej sytuacji, według Nałkowskiej, jest czas na heroizm. Greczynki śpiewają hymn żydowski, wiedząc że może to spowodować ich śmierć. Jakże trafne, nawet w tak trudnej sytuacji wydaje się powiedzenie Hemmingway’a: „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”.
Niemcy nie zamierzali pozwolić przetrwać narodowi żydowskiemu i w 1943 roku na terenie całej polski przystąpili do likwidacji gett żydowskich . Głośnym echem odbiła się „Grossaktion in Warsaw”. W ramach „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” w Warszawie została zaplanowana akcja likwidacji największego getta w polsce. „Rutynowe” działania przerodziły się w otwartą walkę ze zdesperowanymi powstańcami żydowskimi. W literaturze polskiej powstanie odbiło się szerokim echem. Mamy obraz powstania widzianego oczyma powstańców (np. „Zdążyć przed panem Bogiem” Hanny Kral), okupanta („Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego) lub przypadkowego obserwatora (Miłosz „Campo di Fiori”, Zofia Nałkowska „Kobieta cmentarna”). Wstrząsające są relacje Jurgena Stropa – likwidatora getta („Rozmowy z katem”) i Marka Edelmana – przywódcy powstańców. Stroop traktuje likwidację getta jako zwykłą pracę. Jest zaskoczony oporem powstańców, którym pomagają Polacy, a nawet kobiety, aby mogli przetrwać. Jest zadziwiony tym że pod osłoną nocy powstańcy powracają na wcześniej utracone pozycje. Marek Edelman przypomina bohaterską postawę Kalpfiasza, który własnym ciałem zasłonił karabin maszynowy, aby pomóc kolegom w walce. Powstańcy nie chcieli, aby o Żydach zapomniano, chcieli uczynić swą śmierć sprawą publiczną. Mimo tak dużej ofiarności powstanie zostało stłumione w skutek przygniatającej siły wroga w sprzęcie i liczebności. Stroop pragnął uczynić z tego spektakularny sukces i w dniu 15 maja kazał wysadzić w powietrze wielką żydowską synagogę. Chciał przyćmić bohaterstwo obrońców urządzając chuczny „fajerwerk”.
Nie mniej dramatyczna od losu powstanców była sytuacja pozostałej ludności getta, nie biorącej udziału w powstaniu. Jej los przedstawia Zofia Nałkowska w opowiadaniu „Kobieta cmentarna”. Bohaterka widzi bestialstwo Niemców, którzy podpalają domy Żydowskie. Zdesperowani mieszkańcy, nie chcąc umierać w płomieniach skaczą z okien budynków.
Żydzi zdawali sobie sprawę, że pobyt w getcie oznacza dla nich śmierć. W opowiadaniu Borowskiego „Pożegnanie z Marią” starej żydówce udaje się uciec z getta. W umówionym miejscu czeka na córkę. Gdy ona nie nadchodzi postanawia wrócić do getta. Bohaterka mogła wybrać wolność na jakiś czas, może przeżycie, jednak wraca, aby podobnie jak „Dwojra Zielona” umrzeć wśród swoich. Jest to akt solidarności świadczący o prawdziwym człowieczeństwie. Zmaganie z hitlerowcami zostało zauważone. Widzi je „Kobieta cmentarna”, profesor na przyst anku autobusowym w „Początku” i poeta Czesław Miłosz. Profesor nie może patrzeć na cierpienia Żydów i stojącą obok karuzelę, działającą nawet podczas najcięższych walk. Sytuacja ta wstrząsnęła nim tak bardzo, że umarł na przystanku na atak serca. Karuzela działająca w czasie likwidacji getta wstrząsnęła również Czesławem Miłoszem, który w wierszu „Campo di Fiori” podkreśla swoistą ironię historii. Wydaje się, czego obawiał się również Marek Edelman, że trud powstańców nie zostanie zauważony:
„I ci ginący, samotni
Już zapomniani od świata
Język ich stał się obcy
jak język dawnej planety”
Czesław Miłosz „Campo di Fiori”
Jednak nie powinni się obawiać zapomnienia, ich trud na zawsze zapisał się na kartach polskiej literatury. Na zakończenie, dla podkreślenia okrucieństwa okupanta, warto przytoczyć słowa dzieci. Władysław Broniewski w wierszu „Ballady i romanse” bohaterką czyni trzynastoletnią Ryfkę – obłąkane żydowskie dziecko, która musi zrozumieć:
„Słuchaj Ryfka, słuchaj Sie Juden
Za koronę cierniową, za te włosy rude,
Za to żeście nadzy, za to żeśmy winni
Obojeście umrzeć powinni”
Za to, że naga, ruda, głodna Ryfka, podobnie jak wcześniej Chrystus ponosi śmierć. Jej jedyną winą jest to, że urodziła się Żydówką. O tym, że eksterminacja żydów była jednym z trybów niemieckiej machiny wojennej świadczy obrazek z opowiadania „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu”, gdzie dzieci „naśladując” dorosłych bawią się w palenie Żydów. Taka scenka na długo pozostaje w pamięci i nie pozwala zapomnieć o martyrologii Żydów w czasie ostatniej wojny. Wydaje mi się, że łatwo zrozumieć po lekturze utworów o tematyce żydowskiej, dlaczego
„Nie ma już tych miasteczek (…)
Gdzie starzy Żydzi (…) opłakiwali święte mury Jeruzalem.
Jednak wciąż nasuwa się pytanie o powód takiej „perfekcji” Niemców w wyniszczaniu narodu żydowskiego…

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NAJNOWSZE

dsa

Back to top